poniedziałek, 31 grudnia 2012

Pin upowo - słodka mgiełka

Zgodnie z obietnicą, dzisiejszy post będzie o słodkim kosmetycznym prezencie.

Mowa o zestawie five assorted SHIMMERING BODY MIST pod marką simple pleasures.
Opakowanie jest słodkie do granic możliwości - różowe i w kropki. Zawiera 5 opakowań mgiełki do ciała w sprayu (każda 120 ml).


Moje poszukiwania zaowocowały znalezieniem podobnych produktów w kilku sklepach internetowych, ale tych konkretnych nigdzie nie udało się namierzyć. Dalsze śledztwo wykazało, że zestaw został wyprodukowany na zlecenie Tri-Coastal Design, który oprócz kosmetyków oferuje m.in. również torby i torebki, zestawy przyborów plastycznych na licencji Disneya, kubki i inne gadżety. Nie jest to w związku z tym firma specjalizująca się w branży kosmetycznej. Nieco zawiedziona tą informacją, spojrzałam na skład:


O składzie:

Water - woda, rozpuszczalnik.

Acrylic Copolymer - pozostawia ochronny film na skórze, nawilża i kondycjonuje. Stabilizator, zapobiega rozwarstwianiu kosmetyku.

Glycerin - nawilża, ułatwia transport innych substancji w głąb skóry.

PEG-40 Hydrogenated Castor Oil - stabilizator, umożliwia połączenie z wodą substancji nierozpuszczalnych / trudnorozpuszczalnych. Odtłuszcza skórę.

Triethanolamine - regulator pH, substancja dozwolona w kosmetykach w najwyżej 5% stężeniu (niespłukiwalne - 2,5% ).

Diazolidinyl Urea - substancja konserwująca, dozwolone stężenie w kosmetyku: max 0,5%.

Fragrance - substancja zapachowa.

Mica - pigment mineralny.

Disodium EDTA - zwiększa trwałość (zapobiega rozwarstwieniom, zmianom np. koloru, wspomaga substancje konserwujące).

Mogą zawierać - tu wylistowano barwniki, wszystkie dopuszczone do używania na rynku amerykańskim, wszystkie syntetyczne.

To byłoby na tyle, jeśli chodzi o INCI. A jak same produkty?

Zawartość każdej butelki ma inny kolor i zapach:

Cake Pop - opalizujący różowy; zapach... ciasteczka. Takiego świątecznego, pierniczkowego ciasteczka. Pozostawia na skórze błyszczące drobinki. Zapach jest tak słodki, że mam uczucie lepkości - na szczęście to tylko wrażenie (jak coś tak apetycznego może się nie kleić?). Niestety początkowe "wow" nie trwa zbyt długo - zapach ulatnia się i już po 15 minutach niemal go nie czuć. Jednak jak na odświeżający produkt - znakomicie daje radę.

Sugar Frosting - opalizujący biały; zapach... niby miał być lukier, ale przyćmiewa go wanilia... Jest dużo delikatniejszy niż poprzednik, ale ma u mnie duży plus za waniliowe nuty. To mój faworyt z całego zestawu. Jeżeli chodzi o trwałość - po 15 minutach znika.

Berry Crunch - opalizujący miętowy; zapach... świeży, nieco jagodowy, troszkę może jabłkowy... Ładny i delikatny, acz ponownie - nietrwały. Podoba mi się.

Wild Cherry - opalizujący fioletowy; zapach... jest i wiśnia! Wpleciona w kwiatowe nuty, dość mocna na początku. Przyjemna, aromat mógłby odpływać nieco wolniej... Mój numer dwa zestawienia.

Vanilla Frost - opalizujący jasnoniebieski; zapach... jak słaba wersja "ciasteczka". Niemal podejrzewam pomyłkę przy butelkowaniu Sugar Frosting i Vanilla Frost. Ta nie ma nic z wanilii... Najsłabszy zapach z tego zestawu.

Podsumowując, zapachy są różnorodne, wszystkie ulatują szybko. Na skórze pozostawiają błyszczące drobinki rozświetlające skórę. Rzeczywiście czuję się odświeżona, skóra robi się miękka i przyjemna w dotyku.

Kosmetyki nie należą do drogich i myślę, że starczą na bardzo długo. Gorzej, że ich znalezienie stanowi nie lada wyzwanie...

Ocena: 8/10

sobota, 29 grudnia 2012

Święta, Święta... i po Świętach!

Czas świąteczny przebiegł w podróży. Dlatego też w domu postawiłam na sztuczną malutką choinkę - w tym sezonie cukierkową :).

Było jak zawsze - czegoś nie zdążyłam zrobić, czegoś nie zabrałam ze sobą, czegoś zapomniałam z powrotem...

Przypadek sprawił (a właściwie uznał chyba, że byłam w tym roku wyjątkowo grzeczna), że dowiedziałam się o zniżce do 30% na fartuszki COOKie (www.looklikecookie.com) na stoiskach świątecznych w wybranych centrach handlowych. Jedno z nich było bardzo, bardzo blisko... Zaraz następnego dnia wybrałam się na rekonesans. Jak się pewnie można domyślić - na tym się nie skończyło. Stałam się właścicielką ślicznego fartuszka :D. Obiecuję, że opublikuję zdjęcia, jak tylko uda mi się namówić Króla Goblinów na ich zrobienie. A póki co, prezent pod choinką:





O kolejnym prezencie będzie osobna notka - mam nadzieję, że pojawi się do końca roku.

niedziela, 23 grudnia 2012

Shiseido Tiss 2 Way Off Oil

Jako fanka Dalekiego Wschodu i rzeczy z nim związanych postanowiłam zamówić olejek do demakijażu prosto z Japonii. Z tego też powodu mam problem z opisaniem składu, bowiem jest on w krzaczkach (olejek wyprodukowany został na rynek wyłącznie azjatycki). Jeżeli chodzi o cenę, to na eBayu koszt pojemnika 230 ml waha się pomiędzy 17-26 $.

Tak wygląda nowiutki pojemnik olejku (zdjęcie ściągnięte z wyszukiwarki):


Jako pierwszy podaję opis producenta (wolne tłumaczenie z języka angielskiego):

Lekki i odświeżający olejek do demakijażu może być użyty zarówno na suchej, jak i mokrej skórze, efektywnie likwidując wszelkie ślady trudno usuwalnego makijażu i innych zanieczyszczeń bez narażania skóry na nadmierne tarcie. Wysoce aktywna formuła zapewnia głębokie oczyszczenie, zarówno z sebum ,jak i martwych komórek zatykających pory. Pozostawia skórę gładką i oczyszczoną. Odpowiedni do każdego rodzaju cery. Bez względu czy twoje dłonie są suche, czy nie, jesteś w stanie efektywnie zmyć makijaż. Jak używać: przycisnąć dozownik 4 razy do pobrania właściwej ilości olejku na dłoń. Nałożyć na twarz i masować, aż makijaż się rozpuści. Spłukać wodą.

Moje spostrzeżenia:

To, co w olejku jest fajne, to na pewno zapach. Świeży i przyjemny grejpfrutowy aromat to największy plus specyfiku. Opakowanie jest ładne, lekkie i posiada wygodną i fajną pompkę.

Poza tym – średnio. Na początku starałam się stosować do instrukcji dosłownie, niestety za każdym razem olejek powodował pieczenie oczu. Po kilku pierwszych użyciach pewnie bym go wywaliła, gdyby nie było mi szkoda tego zapachu. Pomogło dopiero, kiedy zaczęłam olejek dozować na zwilżoną wodą gąbeczkę do mycia twarzy i za jej pomocą zmywać makijaż. Pieczenie i łzawienie się skończyło i mogę napisać o dalszych obserwacjach.

Po pierwsze, Shiseido Tiss 2 Way Off Oil pozostawia na skórze lekki film, co jest korzystne, jeśli ma się przesuszoną skórę (choć ja osobiście nie cierpię się lepić). Niestety, ani na mokro, ani na sucho olejek nie radzi sobie z wodoodpornym makijażem. Dopiero długie pocieranie przynosi efekt (o ile przy okazji nie władujemy sobie olejku do oczu…). Dodatkowo zużycie jest znaczne – nie mogę więc powiedzieć, żeby ten specyfik był specjalnie wydajny. Na zdjęciu po dwóch miesiącach użytkowania (nie codziennie).




Podsumowując, zapach i design opakowania to zbyt mało, żeby Shiseido Tiss 2 Way Off Oil kupiła ponownie.

Ocena: 3/10